#4 - Coś niezwykłego

     Był to kolejny dzień naszych podróży. Tego dnia chciałam zobaczyć po prostu coś niesamowitego. Coś, czego nie ujrzy się na tutaj na Ziemi. Gdy Bartek spytał mnie:
- Co chcesz zobaczyć?
     Odpowiedziałam wesoło.
- Coś niezwykłego!
     Mogło to być coś, co by łamało prawa fizyki, jakie znamy, coś dużego, byle nie niebezpiecznego, co oczywiste było dla Bartka. Polecieliśmy gdzieś, na jakąś planetę. Bartek ubrał swój czarny trencz, w którym wyglądał fajnie i założył kaptur na głowę, co robi dosyć często. Otworzył drzwi i ujrzeliśmy piękną przyrodę. Zielone drzewa, z fioletowymi kwiatami, czysta rzeka, mieniąca się od słońca. Mój Władca Czasu przedstawił tę planetę, gdyż trochę o niej wiedział.
- To Huthuaoria. Planeta nieskazitelna. Nie tknięta przez różne cywilizacje. Choć za mną, a pokażę tobie coś ciekawego!
     Poszłam za nim. Nie wiedziałam co takiego chciał mi pokazać. Zapytałam się więc go o to.
- Co chcesz mi ukazać?
- Musimy poszukać pewne wielkie stwory! - Powiedział strasznym głosem.
     Trochę się go przestraszyłam, ale wiedziałam, że tylko żartował, bo w końcu było widać jego krzywy uśmieszek. Niedługo znaleźliśmy coś na prawdę niezwykłego.
- Wow! Co to jest?! - Krzyknęłam przestraszona widząc na niebie wielkie latające płaszczki.
- To są Wielkie Latające Płaszczki. - Powiedział jakby czytał mi w myślach. - Nie bój się ich, na pewno nic nam nie zrobią. - Poinformował.
     Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Te zwierzęta były piękne. Takie wielkie i potrafiły latać. Choć nie ukrywam, że bałam się iż spadną na nas i zabiją. Jednak nie było się czego obawiać. Na planecie była mała grawitacja, a powietrze było dosyć gęste, jednak byliśmy w stanie tutaj normalnie oddychać i się poruszać. Choć jeśli o to drugie chodzi, to my sami mogliśmy, prawie że... latać!
- To co, lecimy? - Spytał jakby metaforycznie.
     Zaśmiałam się i skoczyłam razem z nim, a machając rękoma i nogami nie spadaliśmy aż tak szybko na ziemię, jak to bywa na naszej planecie.
     Byliśmy w miejscu wyżynnym. Razem biegaliśmy i zlatywaliśmy z pagórków bawiąc się przy tym.
     Spędziliśmy na tej planecie cały dzień. Tylko na chwilę wpadliśmy do wehikułu po jedzenie, by nie zasłabnąć, choć nie skończyłoby się to aż tak źle, bo po zemdleniu upadalibyśmy na ziemię bardzo powoli.
     Żałowałam tylko, że moi inni znajomi nie mieli okazji być tutaj razem z nami. Gdyby grawitacja była na naszej planecie taka jak tutaj, to życie byłoby na prawdę fajne, a dużo ludzi nie siedziałoby tylko przed komputerem czy telewizorem tylko wznosiło się w powietrzu.
     Bartkowi włączyła się też wena twórcza, dlatego postanowił narywać okolicę. Obraz wyszedł mu super.

     To był kolejny miło spędzony dzień. Myślałam nad tym, by jeszcze kiedyś tutaj wrócić razem z nim i może jeszcze z kimś innym. Zależałoby to od tego jakby ktoś zareagował na widok budki większej w środku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz