#2 - Renesansowy Artysta

     Ja, taka młoda osoba przeżyłam z nim już na prawdę dużo. Trafiliśmy do wielu miejsc, gdzie mogliśmy bardzo szybko zginąć. Mimo to przecież żyjemy i mamy się dobrze. Były momenty, gdy myślałam, że umrę i to z winy faceta w budce. Jednakże Bartek ulegał presji i dawał sobie radę. Ocalił mi życie. Chciałam z nim jeszcze wiele pozwiedzać tylko najlepiej bez obawy o zdrowie.
     Wpadł do mnie z uśmiechem na twarzy. Spojrzał na mojego psa rady Kogel Spaniel. Psina merdała ogonem, a on do niego mówił i to wyglądało jakby na prawdę go rozumiał.
- Nie było ciebie dzisiaj na spacerze, Lulu? - Spytał psa, a ten jakby psiknął.
     Od razu zwróciłam mu uwagę o moim pupilku.
- On się tak nie nazywa!
- Wcale, że tak! - Odparł, po czym poinformował mnie. - Nazywa się Lelouch vi Britannia.
     Nic nie odpowiedziałam, ale trochę mnie to rozśmieszyło. Cieszyłam się również, że był bardziej otarty i zabawny niż zazwyczaj. W końcu nie straszył już mnie już jakąś Panią Inteligencją, która mnie cały czas raniła, a ja nie pamiętam o tym, bo to było po prostu słabe i niedorzeczne biorąc pod uwagę wszystko inne co widziałam podróżując z nim.
     Spojrzał się moje oczy. W końcu zaczął to robić, bo zazwyczaj kiedy widziałam jak rozmawiał, czy to ze mną, czy z kimś innym to wzrok miał skierowany gdzieś w oddali, czy w bok. Zadał mi precyzyjnie pytanie.
- Lecimy gdzieś?
     Przytaknęłam głową i pobiegłam tylko do swego pokoju po torebkę, podczas gdy on szedł za mną. Wszedł do mego pokoju i zobaczył na ekranie monitora obrazek, który sam narysował. Przyjrzał się mu.
- Dzisiaj go wstawiłeś? - Zapytałam spoglądając się młodą brunetkę z szalem na błękitnym tle, którą byłam ja.
- Tak. - Odpowiedział, bez wahania. - Po czym dodał. - Nie podoba ci się?
     Jak dla mnie był całkiem fajny, tylko wiadomo, że twórczością nie grzeszył.
- Wiem, że nie. - Odpowiedział za mnie.
     Nie wiedziałam co wtedy rzec. Nie chciałam być w końcu nie miła. Oparł rękę o moje ramię i spoglądając się na swoje dzieło rzekł słownie.
- Też mi się nie podoba.
- Ale ja wcale nie powiedziałam... - Chciałam dać mu do zrozumienia, że tak nie było, bo w końcu jak dla mnie to i tak rysunek był niesamowity, ale przerwał mi.
- To nic. Rysuję od niedawna. Przynajmniej na tablecie. Z biegiem czasu będę rysować coraz to lepiej, aż w końcu...
     Zrobił przerwę, a ja nie wiedziałam dlaczego. Spojrzał na sekundę na mnie z jakby zabójczą miną. Potem jednak zerknął na ścianę i jakby się zamyślił. Chwilę później ujrzałam dość specyficzny wyraz jego twarzy. Wyglądał jakby wpadł na genialny pomysł. Spojrzał się na mnie z radością szybko krzyknąwszy:
- Choć za mną!
     Wychodził na zewnątrz prawdopodobnie do swej jak to on nazywa... TARDIS. Po drodze zaczął do mnie coś tłumaczyć.
- Mogłabyś pooglądać coś niesamowitego, a ja mógłbym się czegoś nauczyć od wielkiego mistrza!
- Tylko nie będziemy igrać z życiem? - Zapytałam jakby ironicznie.
     Byliśmy wtedy wewnątrz wehikułu. Wpisał coś na tablicy i pociągnął za spust. Lecieliśmy gdzieś, ale nie byłam pewna gdzie. Nawet nie mogłam się go spytać, bo po prostu zaczął cały czas mówić rzeczownikami.
- Renesansowy architekt, filozof, muzyk, pisarz, odkrywca, matematyk, mechanik, anatom, wynalazca, geolog i w końcu malarz!
     Zaczynałam się domyślać, gdzie i do kogo lecimy, lecz chciałam się upewnić zadając mu pytanie.
- Lecimy do Włoch?
- Si, moja panno! - Odparł.
     Zatrzymaliśmy się. Bartek podbiegł do drzwi i szybko je otworzył, a naszym oczom ukazał się przepiękny obraz Wenecji.
- Tutaj powinniśmy spotkać Leonarda da Vinciego!
     Godzinami zwiedzaliśmy całe miasto. Było wspaniale. Cieszyłam się bardzo, że nie musiałam umieć włoskiego, bo TARDIS posiada jakby translator. Nie wytłumaczył mi do końca jego działania, ale wiadomo jaki był efekt. Po czasie byliśmy już zmęczeni. Chciałam jak najszybciej spotkać znanego chyba przez każdego człowieka.
- Skąd wiesz, że go tutaj znajdziemy?
- Wiem, bo grałem w Assassin's Creed II. - Odpowiedział, ale nie wiedziałam czy potraktować jego odpowiedź na poważnie.
     Byliśmy na placu Św. Marka. Tam w oddali ujrzeliśmy postać w średnim wieku. Faceta w czerwonej czapce. Malował on coś, więc było wiadomo, że to był on. Obok niego stał i rozmawiał z nim jakiś facet ubrany w biały kaptur i ogólnie jakąś trochę dziwnie. Bartek jarał się widząc ich dwójkę, lecz raczej nie z tego, że był gejem, bo nie jest, tylko z innego powodu. Ucieszyły go szczególnie słowa Leonarda do odchodzącego faceta.
- Do zobaczenia Ezio!
     Bartek rzucił mu się w objęcia i przytulił go.
- Jestem twoim fanem!
- Cieszę się! - Powiedział, Leonardo po czym spytał. - Jak się nazywasz, bo ja jak wiesz Leonardo da Vinci.
- Nazywam się Bartosz da... Gołańci... - Odpowiedział drapiąc się głupio po głowie.
     Wtedy postanowił przedstawić mu mnie.
- To jest Monika.
- A Monika. Moniki są piękne! - Powiedział do mnie.
     Te słowa były bardzo miłe. Zapomniałam się i jak zapewne zaczerwieniłam. Nie sądziłam, że kiedyś ktoś taki powie do mnie tak miłe słowa. Zapomniałam jeszcze dodać, że ucałował mi rękę. Wtedy już prawie zemdlałam. Lecz doszłam do siebie, kiedy Bartek po cichu powiedział mi do ucha.
- I tak prawdopodobnie jest on gejem.
     Zrobiłam duże oczy i nic na to nie odparłam. Jego słowa nie wynikały z tego, że zazdrościł tylko czytałam kiedyś o tym wielkim artyście, że prawdopodobnie miał taką orientację.
- Więc co was do mnie sprowadza?
     Pan Bartosz odpowiedział.
- Chcę się nauczyć od ciebie tajników malowania obrazów, a ta Panna chciałaby byś narysował ją.
- Och, tak! Będzie cudownie! - Odpowiedział Leonardo.
     Długo by tutaj pisać co było dalej. Dużo ze sobą rozmawialiśmy. Bartek lepiej poznał style rysowania i to na co trzeba zwracać uwagę. Leonardo narysował mój autoportret! Zwiedziliśmy razem miasto. Ogólnie dobrze się bawiliśmy. Super przeżyciem było spotkać i poznać bliżej kogoś takiego jak Leonardo da Vinci. Do domy wróciłam bardzo zmęczona. Gdy byłam u drzwi, kiedy Bartek rzekł do mnie:
- Teraz będę zapewnie lepiej rysować i będą ci się moje prace podobać. Może lepiej od twego portretu.
     Uśmiechnęłam się, ale było mi trochę smutno, gdy spojrzałam na obrazek. Chciałam, żeby wiedział, że doceniam jego sztukę i nie jest dla mnie zła.
- Bartek, ja wcale nie powiedziałam, że twoje prace są słabe. Podobają mi się i to bardzo. Jestem pod wrażeniem i cieszę się, że mnie rysujesz!
     Zrobił lekki uśmieszek po czym odpowiedział na me słowa:
- Cieszę się, że tak myślisz, panno M.

     W związku iż nie mogłam już chodzić, tak mnie nogi bolały to udałam się do swego pokoju, a Bartek wrócił do siebie. Cieszyłam się, że dzisiejszy dzień był taki, że nie musiałam się obawiać o swoje życie i było super. Nie mogę się doczekać, co przeżyjemy podczas następnej podróży.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz