Ja, taka młoda osoba przeżyłam z nim już
na prawdę dużo. Trafiliśmy do wielu miejsc, gdzie mogliśmy bardzo szybko
zginąć. Mimo to przecież żyjemy i mamy się dobrze. Były momenty, gdy myślałam,
że umrę i to z winy faceta w budce. Jednakże Bartek ulegał presji i dawał sobie
radę. Ocalił mi życie. Chciałam z nim jeszcze wiele pozwiedzać tylko najlepiej
bez obawy o zdrowie.
Wpadł do mnie z uśmiechem na twarzy.
Spojrzał na mojego psa rady Kogel Spaniel. Psina merdała ogonem, a on do niego
mówił i to wyglądało jakby na prawdę go rozumiał.
- Nie było ciebie dzisiaj na
spacerze, Lulu? - Spytał psa, a ten jakby psiknął.
Od razu zwróciłam mu uwagę o moim pupilku.
- On się tak nie nazywa!
- Wcale, że tak! - Odparł, po
czym poinformował mnie. - Nazywa się Lelouch vi Britannia.
Nic nie odpowiedziałam, ale trochę mnie to
rozśmieszyło. Cieszyłam się również, że był bardziej otarty i zabawny niż
zazwyczaj. W końcu nie straszył już mnie już jakąś Panią Inteligencją, która
mnie cały czas raniła, a ja nie pamiętam o tym, bo to było po prostu słabe i
niedorzeczne biorąc pod uwagę wszystko inne co widziałam podróżując z nim.
Spojrzał się moje oczy. W końcu zaczął to
robić, bo zazwyczaj kiedy widziałam jak rozmawiał, czy to ze mną, czy z kimś
innym to wzrok miał skierowany gdzieś w oddali, czy w bok. Zadał mi precyzyjnie
pytanie.
- Lecimy gdzieś?
Przytaknęłam głową i pobiegłam tylko do
swego pokoju po torebkę, podczas gdy on szedł za mną. Wszedł do mego pokoju i
zobaczył na ekranie monitora obrazek, który sam narysował. Przyjrzał się mu.
- Dzisiaj go wstawiłeś? -
Zapytałam spoglądając się młodą brunetkę z szalem na błękitnym tle, którą byłam
ja.
- Tak. - Odpowiedział, bez
wahania. - Po czym dodał. - Nie podoba ci się?
Jak dla mnie był całkiem fajny, tylko
wiadomo, że twórczością nie grzeszył.
- Wiem, że nie. - Odpowiedział za
mnie.
Nie wiedziałam co wtedy rzec. Nie chciałam
być w końcu nie miła. Oparł rękę o moje ramię i spoglądając się na swoje dzieło
rzekł słownie.
- Też mi się nie podoba.
- Ale ja wcale nie
powiedziałam... - Chciałam dać mu do zrozumienia, że tak nie było, bo w końcu
jak dla mnie to i tak rysunek był niesamowity, ale przerwał mi.
- To nic. Rysuję od niedawna.
Przynajmniej na tablecie. Z biegiem czasu będę rysować coraz to lepiej, aż w
końcu...
Zrobił przerwę, a ja nie wiedziałam
dlaczego. Spojrzał na sekundę na mnie z jakby zabójczą miną. Potem jednak
zerknął na ścianę i jakby się zamyślił. Chwilę później ujrzałam dość
specyficzny wyraz jego twarzy. Wyglądał jakby wpadł na genialny pomysł.
Spojrzał się na mnie z radością szybko krzyknąwszy:
- Choć za mną!
Wychodził na zewnątrz prawdopodobnie do
swej jak to on nazywa... TARDIS. Po drodze zaczął do mnie coś tłumaczyć.
- Mogłabyś pooglądać coś
niesamowitego, a ja mógłbym się czegoś nauczyć od wielkiego mistrza!
- Tylko nie będziemy igrać z
życiem? - Zapytałam jakby ironicznie.
Byliśmy wtedy wewnątrz wehikułu. Wpisał
coś na tablicy i pociągnął za spust. Lecieliśmy gdzieś, ale nie byłam pewna
gdzie. Nawet nie mogłam się go spytać, bo po prostu zaczął cały czas mówić
rzeczownikami.
- Renesansowy architekt, filozof,
muzyk, pisarz, odkrywca, matematyk, mechanik, anatom, wynalazca, geolog i w
końcu malarz!
Zaczynałam się domyślać, gdzie i do kogo
lecimy, lecz chciałam się upewnić zadając mu pytanie.
- Lecimy do Włoch?
- Si, moja panno! - Odparł.
Zatrzymaliśmy się. Bartek podbiegł do
drzwi i szybko je otworzył, a naszym oczom ukazał się przepiękny obraz Wenecji.
- Tutaj powinniśmy spotkać
Leonarda da Vinciego!
Godzinami zwiedzaliśmy całe miasto. Było
wspaniale. Cieszyłam się bardzo, że nie musiałam umieć włoskiego, bo TARDIS
posiada jakby translator. Nie wytłumaczył mi do końca jego działania, ale
wiadomo jaki był efekt. Po czasie byliśmy już zmęczeni. Chciałam jak
najszybciej spotkać znanego chyba przez każdego człowieka.
- Skąd wiesz, że go tutaj
znajdziemy?
- Wiem, bo grałem w Assassin's
Creed II. - Odpowiedział, ale nie wiedziałam czy potraktować jego odpowiedź na
poważnie.
Byliśmy na placu Św. Marka. Tam w oddali
ujrzeliśmy postać w średnim wieku. Faceta w czerwonej czapce. Malował on coś,
więc było wiadomo, że to był on. Obok niego stał i rozmawiał z nim jakiś facet
ubrany w biały kaptur i ogólnie jakąś trochę dziwnie. Bartek jarał się widząc
ich dwójkę, lecz raczej nie z tego, że był gejem, bo nie jest, tylko z innego
powodu. Ucieszyły go szczególnie słowa Leonarda do odchodzącego faceta.
- Do zobaczenia Ezio!
Bartek rzucił mu się w objęcia i przytulił
go.
- Jestem twoim fanem!
- Cieszę się! - Powiedział,
Leonardo po czym spytał. - Jak się nazywasz, bo ja jak wiesz Leonardo da Vinci.
- Nazywam się Bartosz da...
Gołańci... - Odpowiedział drapiąc się głupio po głowie.
Wtedy postanowił przedstawić mu mnie.
- To jest Monika.
- A Monika. Moniki są piękne! -
Powiedział do mnie.
Te słowa były bardzo miłe. Zapomniałam się
i jak zapewne zaczerwieniłam. Nie sądziłam, że kiedyś ktoś taki powie do mnie
tak miłe słowa. Zapomniałam jeszcze dodać, że ucałował mi rękę. Wtedy już
prawie zemdlałam. Lecz doszłam do siebie, kiedy Bartek po cichu powiedział mi
do ucha.
- I tak prawdopodobnie jest on
gejem.
Zrobiłam duże oczy i nic na to nie
odparłam. Jego słowa nie wynikały z tego, że zazdrościł tylko czytałam kiedyś o
tym wielkim artyście, że prawdopodobnie miał taką orientację.
- Więc co was do mnie sprowadza?
Pan Bartosz odpowiedział.
- Chcę się nauczyć od ciebie
tajników malowania obrazów, a ta Panna chciałaby byś narysował ją.
- Och, tak! Będzie cudownie! -
Odpowiedział Leonardo.
Długo by tutaj pisać co było dalej. Dużo
ze sobą rozmawialiśmy. Bartek lepiej poznał style rysowania i to na co trzeba
zwracać uwagę. Leonardo narysował mój autoportret! Zwiedziliśmy razem miasto.
Ogólnie dobrze się bawiliśmy. Super przeżyciem było spotkać i poznać bliżej
kogoś takiego jak Leonardo da Vinci. Do domy wróciłam bardzo zmęczona. Gdy
byłam u drzwi, kiedy Bartek rzekł do mnie:
- Teraz będę zapewnie lepiej
rysować i będą ci się moje prace podobać. Może lepiej od twego portretu.
Uśmiechnęłam się, ale było mi trochę
smutno, gdy spojrzałam na obrazek. Chciałam, żeby wiedział, że doceniam jego
sztukę i nie jest dla mnie zła.
- Bartek, ja wcale nie
powiedziałam, że twoje prace są słabe. Podobają mi się i to bardzo. Jestem pod
wrażeniem i cieszę się, że mnie rysujesz!
Zrobił lekki uśmieszek po czym
odpowiedział na me słowa:
- Cieszę się, że tak myślisz,
panno M.
W związku iż nie mogłam już chodzić, tak
mnie nogi bolały to udałam się do swego pokoju, a Bartek wrócił do siebie.
Cieszyłam się, że dzisiejszy dzień był taki, że nie musiałam się obawiać o
swoje życie i było super. Nie mogę się doczekać, co przeżyjemy podczas
następnej podróży.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz